345

stron  

16

ilustracji

Andrzej Rzegomski

Yorim- Próba Medveh


- geneza utworu

Szczelina do Edai, jak to sobie nazwałem, objawiła się w moim życiu dość wcześnie, bo jeszcze w okresie szkoły średniej. Zagadnienie istnienia innych światów interesowało mnie wówczas mało albo wcale. Wszystko zaczęło się pewnego wieczoru, gdy leżałem w łóżku i czekałem na nadejście snu. Przypłynęło do mnie  wyobrażenie wielkiej czarnej skały, wbitej w ziemię pośrodku trawiastej równiny. Widok wyjątkowo realistyczny i z jakichś powodów pociągający.

U podnóża skały krzątali się pomiędzy wozami ludzie o pomarańczowej skórze i szerokich karkach. Był to najwyraźniej dzień targowy - tryci handlowali z drobnymi niczym dzieci katatami. 

Potem pojawiły się kolejne obrazy - linowe mostki we wnętrzu Gokaki, olbrzymie miasto z białymi wieżami, kataci skaczący w krystaliczną toń leśnego jeziora. 

Jak długo to trwało - nie wiem. W końcu przyszedł sen, potem ranek, pobudka i pośpiech - dziwaczne wizje uleciały gdzieś w zapomnienie. Zakwalifikowałem to niezwykłe doświadczenie jako sen, którego większą część od razu zresztą zapomniałem. A jednak, gdy któregoś kolejnego przypomniałem sobie ponownie czarną skałę na tle soczystej zieleni, niezwykłe wrażenia powróciły; tym razem usłyszałem nawet głosy i poczułem na twarzy podmuch wiatru. Zdałem sobie sprawę, że nie muszę być tylko biernym obserwatorem.  Z zaciekawieniem oglądałem swoje dłonie i palce - były zdecydowanie inne od tych, które piszą niniejszy tekst.

Doświadczenie powtarzałem jeszcze wiele razy, a towarzyszące mu przeżycia były do tego stopnia realne i spójne, że choć zdarzało mi się ‘lądować’ w bardzo różnych miejscach, niewątpliwie wszystkie znajdowały się w obrębie tej samej krainy.   

Dzisiaj często pytam sam siebie, dlaczego tak długo brałem doświadczenie Edai za sen. Najprostsza odpowiedź jest taka, że powrotom towarzyszyły znane mi objawy wybudzania - obrazy topiły się gdzieś w morzu niepamięci, a bieżące obowiązki natychmiast obskakiwały mój umysł niczym sfora wygłodniałych psów. Drugą przeszkodą był mój system przekonań na temat tzw. prawdziwego świata, mocno poparty współczesnymi badaniami nad mózgiem, z których wynikało, że nawet najbardziej zaskakujący sen to nadal.. tylko sen. 

Teraz, po wielu latach, zaprzestałem bezcelowych prób udowodniania wszystkim wokoło, że Edai ‘istnieje naprawdę’, a Patlos jest dla mnie tak samo prawdziwie, jak na przykład San Francisco. Równocześnie twierdzę przy tym z całą pewnością, że choćby przeczesać cały kosmos, nigdy się do Edai nie dotrze. Jak to możliwe? Wytłumaczenie jest niezwykle proste - to, co potocznie nazywamy umysłem, przekracza znaną nam czaso-przestrzeń i całą jej ograniczoną zawartość. Nie jest to może dla tzw. świata nauki żadnym wielkim odkryciem w XXI wieku, było nim jednak w moim uniwersum mentalnym w czasach szkoły średniej i studiów.

To prawda, że poza bezpośrednim doświadczeniem nie dysponuję i zapewne nie będę nigdy dysponował żadnym ‘twardym’ dowodem istnienia Edai. Na poparcie swoich twierdzeń mam bowiem jedynie słowa, które to słowa w świecie zdominowanym przez nauki empiryczne nie wydają się aż tak wiele warte. Tak w każdym razie zawsze o tym myślałem. 

 Aż któregoś dnia, gdy siedziałem na tarasie bajecznej  tryckiej willi w Getryks, mój wzrok padł na zatopionego w lekturze syna gospodarzy. Pomyślałem niespodziewanie: a gdyby tak przełożyć na nasz współczesny język którąś z popularnych w Edai książek? 

Przedsięwzięcie okazało się  karkołomne z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, pojawiało się pytanie, jaką partię tekstu będę w ogóle w stanie przemycić do tzw. naszego świata, mając na wyposażeniu jedynie nie najtęższą pamięć, spowijaną mgłą podczas każdego przejścia. Po drugie, choć język ligerycki jest dla mnie rodzimy w Edai (świadomie nigdy się go nie uczyłem, po prostu mówię tam w nim i myślę), ile oryginalnej treści zagubi się podczas transferu rozumienia? Warto przy tym pamiętać, że sam proces przeniesienia pozostaje dla mnie wciąż niewyjaśnioną tajemnicą. 

Pomyślałem więc, że wydam książkę pod własnym nazwiskiem - trudno tu bowiem mówić o jakimkolwiek świadomym tłumaczeniu. Wygrała jednak wrodzona (czy też wpojona przez rodziców) przyzwoitość - właściwy tekst Kronik Edai nie jest przecież mojego autorstwa. Tym bardziej że dołożyłem wszelkich starań, a było to naprawdę żmudna, mrówcza praca, aby jak najwierniej oddać treść oryginału. Nie oznacza to oczywiście, że Kroniki Edai nie roją się od moich dopowiedzeń, wtrętów i uproszczeń; wszystko to jednak nie tyle przez chęć zaznaczenia mojej skromnej osoby, co w trosce o łatwiejszy odbiór przez współczesnego czytelnika. 

Często zadaję sobie pytanie, dlaczego to akurat mnie udało się świadomie przedostać na 'drugą stronę'?  Być może część odpowiedzi leży w genach. Mawiano, że mój dziadunio, prosty człowiek z niewielkiej wsi w Małopolsce, zwykł widywać 'dalekie kraje’. Z jakichś powodów był to dla niego jednak powód do wstydu. Dopiero po jego śmierci ojciec znalazł gdzieś na dnie szuflady stertę zapisków, odręcznych notatek i dziwacznych szkiców. A wszystko bez ładu i składu, nie sposób było doszukać się w tym sensu. Być może dlatego, że był człowiekiem niewykształconym -ledwie potrafił czytać i pisać.

Być może umysł ludzki posiada wiele uśpionych predyspozycji, które z jakichś powodów  u mnie stały się aktywne. Zapewne nie jestem w tym całkowicie osamotniony, choć jak na razie nic nie wskazuje na to, aby ktokolwiek inny przedostał się akurat do Edai. Co ciekawe, w przeciwieństwie do znanego nam świata, w samej Edai istnieje specjalne pojęcie Ukrytych Światów Verendredy, i wedle znawców tematu, 'rozbudzony' perianin potrafi się do nich przedostać. Wygląda na to, że, żaden z nich nie jest jednak naszym światem, toteż moich opowieści słuchano w Edai tak, jak słucha się baśni. Było tak, co gorsza, nawet w sferze użytecznej wiedzy praktycznej. Mój umysł nie działa bowiem w Edai tak sprawnie jak tutaj - wypowiadam się tam nieskładnie, jestem chorobliwie wręcz nieśmiały i nie potrafię wytłumaczyć nawet stosunkowo prostych zależności. Co gorsza, pamięć tam zawodzi mnie jeszcze częściej niż tutaj - jestem niemal pewien, że gdyby w Edai zrobiono mi trepanację czaszki, mój tamtejszy mózg okazałby się znacznie mniejszy, niż ten na ziemi.

Pozostaje mi tylko wierzyć, że odmienność Edai będzie dla polskiego czytelnika równie atrakcyjna jak dla mnie. Jeśli choć jedna dusza uśmiechnie się na myśl o zielonych łąkach Elanii, będę spokojny, że moja praca nie poszła na marne.

Warszawa, maj 2023


YORIM - Próba Medveh


JUŻ JEST!

Kup terazdowiedz się więcej

Pobierz bezpłatny fragment!

Jeśli wciąż jeszcze się wahasz, wpisz swoje dane, a prześlemy ci plik MOBI / EPUB z fragmentem tekstu.